piątek, 25 września 2009

Rabija Kadir: You shall not pass!

Można się było spodziewać. Rabija Kadir, przywódczyni Światowego Kongresu Ujgurów,
nie zostanie wpuszczona na Tajwan. Organizacja Kadir jest posądzana przez rząd ChRL o zorganizowanie lipcowych zamieszek w Xinjiangu (choć, jak zwykle w takich przypadkach, nie podaje się żadnych dowodów). Kilkudziesięciu oskarżonych o udział w zamieszkach siada właśnie na ławach oskarżonych, ale emigrantki Kadir pośród nich nie ma, co dla Pekinu jest niewątpliwie frustrujące.

Wyrazem tej frustracji była choćby niedawna reakcja na wyświetlanie poświęconego Kadir i sprawie Ujgurów filmu "10 warunków miłości" podczas lipcowego festiwalu filmowego w Melbourne. Najpierw konsul ChRL usiłował zmusić władze festiwalu do wycofania filmu z konkursu - a gdy to nie pomogło, chińscy reżyserzy wycofali swoje. Jeszcze więcej irytacji wywołały plany pokazania "10 warunków" na festiwalu filmowym w Kaohsiungu (Tajwan). Co ważne, to właśnie burmistrz tego miasta należała do działaczy opozycyjnej DPP, która zaprosiła na Tajwan Dalajlamę na przełomie sierpnia i września. Chińczycy pogrozili wtedy palcem i m.in. wycofali swoją reprezentację z olimpiady głuchych w Tajpej - a na Tajwanie, z racji spornego statusu wyspy, nie sposób zorganizować zawodów sportowych o większej randze, więc wbrew pozorom znaczenie tego symbolicznego gestu było dość duże. Choć pozostawało w sferze symboli.

Od tego czasu wiele grup chińskich turystów odwołało swoje rezerwacje w tajwańskich hotelach. Pojawiły się groźby o wycofaniu się z umów ekonomicznych, które miałyby umożliwić inwestycje kapitału kontynentalnego na Tajwanie - a w ramach wzajemności, ekspansję tajwańskich banków na rynek ChRL. Nic więc dziwnego, że guomintangowski rząd zrobił to, co zrobił. Minister spraw wewnętrznych Tajwanu, Jiang Yihua, powiedział, że "zdecydowaliśmy się nie wpuścić Kadir, ponieważ jej wizyta godzi w interes narodowy i porządek społeczny". Dalajlamę wpuścili i represje Pekinu nie były szczególnie dotkliwe - drugi afront z rzędu spotkałby się pewnie z bardziej stanowczą reakcją.

Niezależność Tajwanu, mówiąc eufemistycznie, jest więc dość "dynamiczna". Nie wyobrażamy sobie sytuacji, w której Moskwa próbuje uniemożliwić pokazanie w Warszawie dokumentalnego filmu o Litwinience. Ale z drugiej strony, Polacy i Rosjanie to dwa różne narody, a w żyłach mieszkańców Tajwanu i kontynentu płynie ta sama krew.

Ale obie strony wyciągają z tego faktu zupełnie inne wnioski.