wtorek, 14 lipca 2009

Nierówne szanse

Władze chińskiego Xinjiangu szacują liczbę ofiar zeszłotygodniowych zamieszek na 184. Przez jakiś czas sprawa ta będzie jeszcze budziła kontrowersje w mediach, znajdzie się cała masa komentatorów, którzy przełożą konflikt ujgursko-chiński na jakieś zrozumiałe dla siebie uproszczenie. Ale nie będę pisał o tym - napiszę o procesie, który dokonuje się po cichu, w cieniu takich wielkich kataklizmów, niewątpliwie efektownych dla mediów.

Mowa o relacjach chińsko-tajwańskich (cross-Strait relationships). Dokonują się bowiem pewne zmiany w dotychczasowej polityce, które mogą budzić niepokój tych, którzy opowiadają się za możliwie jak największą niezależnością wyspy. Kwitną zamrożone w czasie rządów DPP (Demokratycznej Partii Postępu) relacje dwustronne pomiędzy Kuomintangiem a Chińską Partią Komunistyczną - członkowie tychże spotykają się na oficjalnych panelach dyskusyjnych i pewnie, znając chińską mentalność, przy całej masie okazji nieoficjalnych. W dodatku prezydent Republiki Chińskiej Ma Ying-jeou i jego partia wspierają podpisanie umowy o współpracy ekonomicznej z ChRL: Economic Cooperation Framework Agreement (ECFA, 兩岸經濟合作架構協議). ECFA jest częścią szerszego planu - kraje ASEAN mają od roku 2010 razem z Chinami utworzyć strefę wolnego handlu, takie azjatyckie EWG. Tajwan chce do niej wstąpić jeszcze wcześniej. Motywy Ma są zrozumiałe - gospodarka kraju zwalnia w wyniku światowego kryzysu i warto by ją nieco pobudzić, ale rodzi się pytanie, czy cena nie jest zbyt wysoka.

Wspólny rynek, potem w przyszłości otwarte granice, wspólna waluta - wszystko to przecież kroki ku zjednoczeniu.Tajwańczycy obawiają się, że zjednoczenie "zaklepią" w bilateralnych porozumieniach dwie partie, które niegdyś zażarcie walczyły o władzę nad Chinami - Kuomintang i Chińska Partia Komunistyczna. Wszystko w imię pieniądza, rzecz jasna. Co ciekawe, Tajwan inwestuje w Chinach wielkie sumy, ale dotychczas raczej nie dopuszczał inwestycji z kontynentu (zwłaszcza w kluczowych branżach), tłumacząc się względami bezpieczeństwa. Jednak w kwietniu podpisano wstępne porozumienie, na mocy którego firma telekomunikacyjna ChinaMobile kupi 12% udziałów w tajwańskim przedsiębiorstwie FarEastone. Umowa czeka jednak na zatwierdzenie przez Tajpej - prawdopodobnie to jedna z niewielu kart przetargowych, którą ma Ma.

Bo powiedzmy sobie szczerze, ChRL wobec Tajwanu to gigant, jego przewaga demograficzna, ekonomiczna i militarna jest miażdżąca. Postulaty o "wyzwoleniu Tajwanu" zrealizowaliby jeszcze zaprawieni w bojach "ochotnicy" Mao Zedonga, gdyby nie ciągły nadzór Stanów Zjednoczonych nad tym, co się między Cieśniną dzieje. Więc jak zachowają się Stany Zjednoczone, wierny sojusznik rządu Republiki Chińskiej, kiedy w perspektywie najbliższych dziesięcioleci, Tajwańczycy sami poruszą temat zjednoczenia? Z punktu widzenia geopolityki racjonalne byłoby dążenie do utrzymania tego "przyczółka" - a więc wspieranie "demokratycznych" ruchów i partii, czyli ekonomiczno-wywiadowczo-polityczna obrona stanu posiadania: to, co Amerykanie robili i robić będą. Chcąc nie chcąc, Tajwan znajduje się między tymi dwoma potęgami i nadal jest sprawą otwartą, jak na tym wyjdzie.

Jak Hongkong, czy może jak Xinjiang?





Właściwie tylko ten obrazek jest tu optymistyczny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz