piątek, 21 sierpnia 2009

Płacz i public relations - Tajwan po tajfunie

Według najnowszych doniesień tajfun Morakot z 8-9 sierpnia mógł pochłonąć nawet 600 ofiar - tyle osób wymieniają listy zabitych i zaginionych. Służby ratownicze stoją w obliczu niełatwego zadania: muszą odkopać wsie zasypane w wyniku osunięć gruntu, gdzie nadal mogą być pogrzebane setki ofiar kataklizmu. Wielka tragedia nie pozostała bez wpływu na sytuację polityczną Tajwanu - bo choć jej powody są naturalne, to w takich przypadkach zawsze szuka się winnych.

Politycy z pierwszych stron gazet zazwyczaj nie podejmują decyzji taktycznych, mających bezpośredni wpływ na walkę ze skutkami żywiołu - to zadanie centrów antykryzysowych i wyspecjalizowanych służb. Ale - jakkolwiek cynicznie to zabrzmi - robienie dobrego PR-u jest w takich sytuacjach niezwykle ważne. Wie o tym na pewno George Bush, którego postawa w pierwszych godzinach 9/11 została obśmiana w agitce Michaela Moore'a, powinien wiedzieć także i Włodzimierz Cimoszewicz, którego słowa o "ubezpieczaniu się" w kontekście wielkiej powodzi z 1997 roku mogły przyczynić się do porażki SLD w wyborach. Ma Ying-jeou, prezydent Tajwanu, zdołał popełnić wiele błędów - i to nawet poważniejszych.

Wieczorem 7 sierpnia, gdy zaczęły się opady, prezydent Ma zaszczycił swą obecnością przyjęcie weselne. Źródła opozycyjne nie omieszkały wytknąć, że panna młoda była z Chin , i że podczas imprezy padło wiele sloganów o "zacieśnianiu więzów" w relacjach wyspa-kontynent. Gdy 9 sierpnia prezydent odwiedził miejsca szczególnie dotknięte przez tajfun, skrytykowano go za zatrzymanie się w komfortowym hotelu i zupełny brak empatii wobec zrozpaczonych ludzi, którzy nic nie wiedzieli o losie swoich bliskich. Na tej stronie mamy ciekawe porównanie działań antykryzysowych władz obecnych z działaniami podjętymi przez rząd prezydenta Lee Teng-hui'a po trzęsieniu ziemi w 1999 roku. Odzwierciedla ona punkt widzenia stronnika DPP - ale pewnie wielu Tajwańczyków podpisałoby się pod zawartymi tam treściami.

A ChRL nie próżnuje. Władze obiecały rdzennym Tajwańczykom (zamieszkującym najbardziej dotknięte tajfunem południe) pomoc w zdobywaniu rynków zbytu dla produktów rolnych i wsparcie w rozwoju turystyki. To oczywiście ważny gest, który ma pomóc zjednać Chinom światową i lokalną opinię publiczną, myślę jednak, że jest to też swego rodzaju subtelne zagranie na antagonizmie pomiędzy aborygenami (原住民) a napływową ludnością Han, (zwłaszcza chodzi o porewolucyjnych uciekinierów z kontynentu - 外省人 ) która za czasu jedynowładztwa GMD próbowała ich wynarodowić. Dochodzi też konkretna pomoc: ChRL przekaże ocalałym z kataklizmu prefabrykowane domy.

Czy tajfun rzeczywiście zaważy na przyszłości Tajwanu? Politycy, jak wiemy, nie są skrępowani żadnymi względami przyzwoitości - będą eksploatować w najlepsze ludzką tragedię, byle tylko słupki z poparciem skoczyły w górę. Najbliższe wybory (na Tajwanie połączono wybory do Yuanu Ustawodawczego z wyborami prezydenta) dopiero w 2012 roku. Oponenci Guomindangu skarżą się na medialną przewagę rządzącej partii, choć sympatie internetu są raczej po ich stronie.

Jednak jest zbyt wcześnie, żeby cokolwiek uznać za przesądzone.

Ma Ying-jeou - czy aby na pewno powiedzą mu "Do widzenia?"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz