poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Tajfuny i filozofowie


Tajfun Morakot właśnie przeszedł nad Tajwanem, pozostawiając za sobą czternastu zabitych i zniszczenia liczone w milionach dolarów. Nieokreślona jest liczba ofiar wywołanych przezeń powodzi. Teraz na nadejście tajfunu przygotowują się Chiny kontynentalne.

Tajfuny to nie tylko fenomen pogodowy, choć już tylko jako takie zasługują na uwagę. Polskie określenie pochodzi od chińskiego 太风 (taifeng) i obok "keczupu", "herbaty" czy "żeńszenia" stanowi jeden z nielicznych sinicyzmów. Tajfuny (albo cyklony tropikalne - tajfun to nazwa lokalna, podobnie jak huragan) zdarzają się w obszarze zachodniego Pacyfiku dość często - można je w zasadzie przyrównać do gwałtownych letnich burz w Polsce, które - choć czujemy przed nimi respekt - są nam doskonale znane. Według tej strony, co roku nad wschodnią Azją przechodzi średnio dwadzieścia kilka tajfunów. Naukowo rzecz ujmując, cyklon jest rodzajem sztormu, cechującym się centrum o niskim ciśnieniu i otaczającymi go burzami, które powodują wyładowania atmosferyczne i silne wiatry. Wraz z trzęsieniami ziemi, dużą wilgotnością powietrza i żarem lejącym się z nieba, tajfuny stanowią nieodzowny element środowiska geograficznego południowych Chin.

Nie jest jednak nowym spostrzeżenie, że warunki naturalne danego obszaru w dużym stopniu kształtują mentalność jego mieszkańców, a co za tym idzie - także ich kulturę i sposób rządzenia się. Pisał o tym Monteskiusz w "Duchu praw" i "Listach perskich". Jeżeli idzie o oddziaływania bardziej konkretne, to doskonale wiemy, że już w 1281 olbrzymi tajfun, który przeszedł do historii pod nazwą "Kamikaze" (boski wiatr, według chińskiego czytania 神风 shenfeng) uniemożliwił flocie Mongołów podbój Japonii.

Chiny Północne były niegdyś polem walki dwóch odrębnych modeli cywilizacyjnych - koczowniczo/pasterskie plemiona ścierały się z ludem osiadłych rolników. Głośna powieść Jiang Ronga twórczo rozwija tę opozycję. Natomiast Południe leżało nierzadko poza władzą chińskich władców, choć już Pierwszy Cesarz powiódł tam swoje wojska. Długa jest historia walk pomiędzy Chinami a Wietnamem, Wietnam wybijał się na niepodległość zwykle wtedy, gdy silny przywódca rozprawiał się z konkurencją, zaś północny sąsiad przechodził kryzys. Widocznie malaryczna dżungla, dotykana tajfunami, równie sprzyja władzy twardej ręki jak żyzna rzeczna dolina.

Warunki dobre dla demokracji zaistniały w historii ludzkości tylko w kilku punktów globu, natomiast pozostałe lokalizacje premiowały despotyzm. Ateny, Republika Wenecka, demokracja wojenna plemion germańskich, islandzki wiec i Republika Nowogrodzka - niewiele tego. Triumf miłościwie nam panującej, oligarchicznej demokracji na świecie zawdzięczamy w zasadzie rewolucji przemysłowej i rozwojowi handlu - ułudą jest przypisywanie masom jakichkolwiek dążeń do "wolności" - usatysfakcjonowane i najedzone masy będą oklaskiwać każdą władzę.

Jaki jest z tego wniosek? Po prostu taki, że dokonująca się od kilkudziesięciu lat europeizacja Chin wcale nie musi prowadzić do powstania demokracji w stylu liberalnym. Warunki naturalne kształtują ludzi o wiele mocniej niż techniki PR, bo oddziaływają z pokolenia na pokolenie, od dalekiej przeszłości po czasy dzisiejsze. Choć wydaje się, że tego rodzaju spekulacje to wkraczanie na teren nieweryfikowalnej naukowo historiozofii, to podstawowe prawo nowożytnego konserwatyzmu: "nie ma jednej konstytucji dobrej dla każdego narodu" - nadal obowiązuje. I miejmy je na uwadze, gdy będziemy próbowali nakłonić Chińczyków do bezwarunkowego przejęcia naszego modelu rządzenia.

W istocie, daleko można zajść, biorąc za punkt wyjścia tajfuny.

2 komentarze:

  1. Nie sądzisz chyba, że tajfun przyniesie tam demokrację. Bo niby jak to na chińczyków wpływa?
    ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chodzi o to, że to przez m.in. ciężkie warunki klimatyczne o demokracji nie może być mowy, bo tam najlepiej sprawdza się despotia. Despotia może się nawet w przyszłości ucharakteryzować na demokrację, jak obecnie w Rosji - ale nie zmieni swej istoty.

    OdpowiedzUsuń